Leonetta - nadzieja umiera ostatnia
wtorek, 16 sierpnia 2016
Rozdział 45
Biegłam przed siebie, bo co innego miałam robić? Ten obieg sytuacji zrobił się skomplikowany i zaczął robić się dla mnie przytłaczający..wiedziałam, że musiałam zadać tym Leonowi kolejnego bólu, przecież już raz d niego uciekłam..
Byłam beznadzieja..już się o tym przekonałam. Myślałam, że wszystko już mogłoby być normalnie, ale ja nie jestem normalna..
Zatrzymałam się zadyszana przy budce z telefonem. Chciałam jak najszybciej stąd uciec, wracać..
Wykręciłam numer, który znałam na pamięć..to był numer Angie.
- Halo?- odezwała się w słuchawce.
- Angie?- szybko oddychałam.
- VIOLETTA?!
- Angie przyjedź po mnie- powiedziałam jej. Na prawdę byłam bezczelna najpierw uciekłam bez słowa, nie chciałam z nią gadać, a teraz tylko zwykłe "przyjedź po mnie"
- Gdzie ty jesteś?!- spytała nerwowo.
- Dokładnych danych nie znam..wiem, że w Londynie.
- Boże kochany- na pewno złapała się za głowę..jak to Angie.
- Nie mam czasu na żadne pytania..błagam znajdź mnie.
Odłożyłam słuchawkę i oparłam się o ścianę budki.
Los dał mi drugą szansę, znalazłam Leona na drugim końcu świata, na dodatek Leon dalej mnie kochał, ja przecież tez go bardzo kocham, a uciekam jak idiotka..
*Leon*
- Cholera jasna! Widział ją ktoś?!- biegałem po ludziach- Widziałeś taką brunetkę?!
Nakazałem policji jej szukać, nie mogłem jej znowu stracić, wiedziałem, że Violetta ma bardzo kruche uczucia, ale że aż tak?
Rzuciłem jakimiś papierami o ziemie i złapałem się o głowę- Gdzie ona może być?!- wrzeszczałem na policjanta.
- Panie Verdas proszę się opanować, nie jestem wróżbitą, żeby to stwierdzić. Nie mogła odejść daleko.
Warknąłem na niego. Postanowiłem poszukać jej na własną rękę. Odszedłem kawałem od radiowozów i wołałem moją dziewczynę.
- Violetta! Proszę cię jak mnie słyszysz to przyjdź tu!- nawoływałem ją. Po kilku minutach byłem zrozpaczony.
- Violetta!- chciałem się rozpłakać. Dopiero co mogłem ja dotknąć, a już nawet nie mogę na nią popatrzeć.
- Znowu ją straciłem- szepnąłem pod nosem opadając na ławkę- Za co?!- darłem się- Za co? Czemu ciągle mnie to spotyka?!
Nie mogłem uwierzyć w to jak wielkiego pecha miałem, że Violetta znowu ode mnie uciekła. Czy już nie mogła ze mną wytrzymać. Myślałem, że się kochamy..już nie wierzę w miłość. Nie wierzę..skoro jest nam dana miłość to czemu ktoś ją zabiera?
***
Siedziałem w jednym z aut policyjnych, ciągle patrząc się w jeden punkt. Mieli odwieść mnie na komendę. Niestety będę musiał tam spać kilka dni bo z braku pieniędzy nie mogę zrobić nic. Już skontaktowałem się z Maxim, ma tutaj po nie przyjechać za kilka dni. Kiedy będzie to zgłosi się na komendę.
- Czy ja ją straciłem?- spytałem jakiegoś strażnika, który wzruszył ramionami- No bo popatrz, ona jest dla mnie wszystkim. Ja będę spał na tej komendzie, a ona gdzie? Nie wiem gdzie jest, a chciałbym jej dać wszystko co mam.
Strażnik nie odezwał się słowem, chyba taka jego praca..
KILKA DNI POTEM
*Violetta*
Tamtego wieczoru poszłam do uroczej kanjpki, tam prosto z mostu spytałam się czy mogą mi pomóc. Jakaś kobieta- kelnerka, powiedziała, że na spokojnie mogę u niej przenocować. Uratowała mi życie. Zadzwoniłam od niej do Angie, a teraz Angie ciągle dzwoniła do niej.
- Halo- odebrałam.
- Violetta, będę u ciebie za 30 minut, wiem gdzie jesteś i nie ruszaj się stamtąd- rozłączyła się. To była wspaniała wiadomość. Niestety tylko ten entuzjazm niszczyły mi moje myśli. Zastanawiałam się, czy z Leonem wszystko w porządku.
- I co?- spytała nagle Madison- ta kelnerka.
- Moja ciocia zaraz po mnie przyjedzie- uśmiechnęłam się do niej.
- To super co nie?- spytała entuzjastycznie.
- Mega!- rzuciłam się na nią- Wiesz co? Dzięki ci za nocleg i w ogóle.
- Mówiłam ci już, że masz nie dziękować.
- Ale mimo wszystko. Jesteś wspaniała!
- Przestań..
Siedziałyśmy z Madiosn i piłyśmy herbatkę, podała mi namiary do siebie, żebym kiedyś do niej zadzwoniła i na pewno to zrobię bo jest wspaniałym człowiekiem.
Nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi.
*Leon*
Siedziałem w celi, dopóki nie usłyszałem pukania do mojego "pokoju" czyt. aresztu.
- Leon?!- wpadł Maxi.
- To ty?!- podszedłem do niego.
- Zmywamy się?
- Jeszcze pytasz- zebrałem dupę i poszedłem za nim. Odmeldowałem się na dole i wszedłem z nim do auta.
- A gdzie twoja dziewczyna?
- Violetta?- spytałem.
- Z tego co wiem to jesteś z Larą- zdziwił się.
- Dużo cię ominęło.
***
Podczas drogi na lotnisko opowiedziałem mu całą historie był w szoku, że wszystko się tak potoczyło. Niestety taka była prawda.
- Stary, życie jak Indiana Jones- klepnął mnie po ramieniu jak wysiedliśmy z auta.
- Gorzej- pokazałem mu palcem.
Weszliśmy na lotnisko. Maxi miał już bilety na całe szczęście bo przyjechaliśmy na styk.
*Violetta*
Opowiedziałam Angie całą historię, podczas trasy na lotnisko. Sama nie wierzyła w to co mówię.
- Biedna.
Wiedziałam, że niestety nie zdążymy na nasz lot, ale Angie uspokoiła mnie powiedziała, że najwyżej gdzieś mnie zabierze, a polecimy następnym. Ciągle myślałam, co z Leonem czy śpi gdzieś na dworze. Powinniśmy się w takich chwilach wspierać..ale to była tylko i wyłącznie moja wina, że tak nie jest. Mam nadzieję, że wszystko z nim dobrze. I , że jeszcze będzie szczęśliwy, bo jak on będzie to ja też.
---------------------
A oto kolejny.
Piszcie jak się wam podoba! <3
środa, 3 sierpnia 2016
Rozdział 44*
- Co ja ci zrobiłam?!- wrzeszczałam tyle na ile pozwalało mi moje gardło.
- Co tu się dzieje?!- do hotelu wparowała ochrona hotelu.
- POMOCY!
Zdjęli go ze mnie, na całe szczęście, przecież ja myślałam, że stracę życie.
- Wszystko w porządku?- podszedł do mnie jeden.
Pokiwałam głową.
- Jeszcze się policzymy!- krzyczał.
Zsunęłam się po ścianie płacząc.
- Czegoś potrzeba?- spytał mnie ochroniarz.
- Chcę być sama- zaszlochałam.
- Zadzwonimy na policję, niech się już pani nie martwi- uśmiechnął się do mnie, pewnie też bym się uśmiechnęła, ale nie miałam na to siły w tym momencie.
***
Leona w dalszym ciągu nie było, bałam się o niego. Przecież mogło mu się stać wszystko, aż przeszły mnie ciary. Miałam nadzieje, że w końcu się zjawi, byłam taka szczęśliwa, że teraz mogło się już wszystko między nami poukładać..kurczę cieszyłam się, że wpadłam tu na niego, na prawdę.
Czekałam na niego na prawdę bardzo długo..jak zawsze Leon coś mówił i tego nie zrobił..całym Leon, jednak okazało się, że mu nie mogę ufać? Czy o to mu chodziło? Już mam tego wszystkiego dość.
*Leon*
Ledwo co otworzyłem oczy, wszystko było zamazane, ale kiedy wyostrzył mi się wzrok od razu zauważyłem Larę.
- Co ty mi zrobiłaś?!- krzyknąłem kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że jestem przywiązany do łóżka.
- Myślałeś, że sobie tak odejdziesz?- spytała jak z jakiegoś dramatycznego filmu.
- No mniej więcej..- szepnąłem, ale kiedy zauważyłem, że wyjmuje nóż już nic nie powiedziałem.
Kurcze, na serio nie chciałem jej zranić.
- Lara, myślisz, że zrobiłem to celowo? Po prostu ja dalej czuje coś do Violetty, rozumiesz?- uśmiechnąłem się do niej lekko.
- Wiesz co? Właściwie to nie rozumiem- przejechała palcem po nożu.
- Lara, chcesz, żebym był z tobą na siłę? To by nie miało sensu- próbowałem jej to uświadomić.
- TAK!- krzyknęła przeraźliwie, ona miała bzika- I teraz już wiem, że we wszystkim przeszkadzała mi ta zasrana Violetta kiedy się jej pozbędę będziemy razem- popatrzyła na mnie z miną psychopatki.
- Lara Przestań!- nawet nie mogłem ruszyć palcem u stopy, a co dopiero powstrzymać ją i chronić Violettę za razem.
Zobaczyłem tylko jak Lara wybiega z naszego pokoju, zamykając go. Niby nie miała jak namierzyć Violetty, ale ona jest zdolna do wszystkiego, aż na prawdę bałem się o mojego aniołka..chciałem się stąd wydostać i być tam przed Larą, ale na to chyba nie mam co liczyć.
- POMOCY!- darłem się- POMOCY!- jednak to nie przynosiło żadnych rezultatów.
Rozglądnąłem się po pokoju i zauważyłem faceta myjącego budynek obok.
- Ej!- darłem się- EJ!- krzyczałem coraz głośniej, aż w końcu facet odwrócił się, ale niestety nie dostrzegł mnie.
- EJ JESTEM TUTAJ W TYM POKOJU Z POMARAŃCZOWĄ FIRANKĄ, POMÓŻ MI JESTEM PRZYWIĄZANY DO ŁÓŻKA!- próbowałem wykrzyczeć to na jednym wydechu i o dziwo mi wyszło. Odetchnąłem. Panu zajęło kilka minut, żeby odsłonić firankę, bo musiał z tym całym dźwigiem tu podjechać.
- Pomocy- powiedziałem cicho bo już bolało mnie gardło.
Facet bez chwili zastanowienie chwycił nożyczki i szybko rozplątał mnie.
- Dzięki, dzięki- zwróciłem się do niego i wybiegłem z pokoju. Miałem nadzieje, że nie spóźnię się.
***
Wziąłem pierwszą lepszą taksówkę i nakazałem jej jechać jak najszybciej może. Kiedy w końcu przywiozła mnie na miejsce, szybko zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z auta. Wchodząc do hotelu modliłem się, że Lara jej nie namierzyła.
Wbiegłem do pokoju Violetty i okazało się, że panował tam spokój kompletny.
- Violetta!- rozdarłem się.
- Leon, wiesz co ile można na..
- Nie mów nic tylko bierz swoje rzeczy szybko!- pośpieszyłem ją.
- Zaraz chyba mi się należą jakieś..- próbowała zgrywać poważną.
- Potem!..nie będę oszukiwał moja była laska chce cię zabić rozumiesz?!
- Co?!- wrzasnęła.
- Violetta musimy szybko stąd wyjść, rozumiesz?!
Ona nawet nic nie wzięła z pokoju poza telefonem i portfelem, wymeldowała się z hotelu i wsiedzliśmy to taksówki, w której przyjechałem.
- Udało się- powiedziałem do Violetty zmachanym głosem.
- Chyba nie- usłyszałem głos Lary, która siedziała na miejscu kierowcy.
- Co?- szepnąłem z niedowierzaniem- Wysiadaj Violetta!
Wiedziałem, że Lara będzie gonić moja dziewczynę, wiedziałem, że to będzie ryzykowne wystawiać ją na przynętę goniącej jej z nożem piranii, ale ja w tym czasie dyskretnie miałam zadzwonić na policje.
- Stój!- zatrzymywali ją jacyś przechodnie.
Podałem policji dokładny adres i to była kwestia czasu kiedy przyskrzynią Larę, to co zrobiło jest karalne.
- Nie daruje ci tego!- warknęłam do mnie przygnieciona przez jakiegoś faceta.
Violetta stała w miejscu, była wystraszona i zszokowana. Od razu podszedł i ja przytuliłem.
- Ja..- zaczęła.
- Cicho..- pocałowałem ją w czoło- Nic nie mów- pogłaskałem ja po włosach.
Po 15 minutach przyjechała policja.
- Pan Leon Verdas?- spytał mnie jeden.
- Tak to ja- odpowiedziałem.
Policjant zaczął mnie wypytywać o Lare, powiedziałem totalnie wszystko, chciałem, żeby ją zamknęli..nie kochałem jej..bo dalej czuje coś do Violi. Nie chciałem zamknąć Lary po złości, ale za to co chciała zrobić mojej księżniczce.
* Violetta*
Byłam zszokowana tym wszystkim, patrzyłam na Lare, która była wsadzana do auta, patrzyła na mnie złym wzrokiem, Leon był zajęty zeznawaniem..byłam tak zagubiona i patrzyłam to raz na Lare, a raz na Leona..poczułam, że oboje są nienormalni..ciągle wycofywałam się..kochałam Leona, ale to może jeszcze nie czas. Tak jak stała to uciekłam. Biegłam przed siebie. Leon nawet tego nie zauważył bo zeznawał. Miałam nadzieje, że dopiero teraz będę mogła odetchnąć, jak będę chwilę sama..
---------------------------
taki krótki!
Teraz miałam dużo na głowie, ale już wracam.
I jak wam się podoba?
Piszcie mi wszystko <3
środa, 18 maja 2016
Rozdział 43* Wychylił mnie maksymalnie
Siedziałem obok Violetty tak długo, aż w końcu otworzyła oczka.
- Leon?- spytała poprawiając się w pozycji leżacej- To ty?
Była bardzo roztrzęsiona widziałem to w jej oczach, nie mogłem pozwolić na to by tak cierpiała.
- Tak to ja- pogłaskałem ją po głowie.
- Czemu tu siedzisz?
- Bo mnie potrzebujesz.
- Ale ja przecież nie jestem twoją dziewczyną, nie musisz nade mną siedzieć- stwierdziła z lekkim smutkiem.
- Może nie jesteś moją dziewczyną, ale dalej jesteś moją największą miłością- nie wiedziałem kiedy to się stało, kiedy nachyliłem się nad nią delikatnie i złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek. Dalej ją kochałem, cholera. Dalej była dla mnie ważna. Lara nie mogła mi jej zastąpić. Szukałem dziewczyny po to, żeby zaponieć o Violetcie, ale kiedy ja po prostu o niej nie mogę zapomnieć.
- Leon..?
- Cicho- przyciągnąłem ją do siebie jeszcze mocniej. Ona odwzajemniła każdy mój pocałunek, czułem, że teraz juz nikt nas nie rozdzieli. Nie chciałem jej znowu stracić, chciałem by była tylko moja i żeby nikt nigdy juz jej nie skrzywdził.
- A twoja dziewczyna?
- Ty jesteś moją dziewczyną.
Zauważyłem, że Violetta lekko się uśmiechnęła, chciałem widzieć jej uśmiech, był uroczy.
- Ale ja cie skrzywdziłam.
- Violetta..wybaczam ci.
- Ale zasługujesz na lepsze życie niż ja- rozpaczała.
- Ty jesteś moim życiem, rozumiesz to? A teraz skończmy tą dyskusję- nakazałem.
- Kocham cię- powiedziała cichutko i przytuliła mnie.
- Ja ciebie też, kochanie- szepnąłem jej do uszka.
- Przepraszam, że cię tak zażygałam- zachichotała.
- Przestań- machnąłem ręką- Ważne, że ty czujesz się lepiej.
- Chcesz jej to powiedzieć?- spytała po chwili ciszy.
- Nie zasługuje na to bym ją okłamywał.
- Racja. Namieszałam.
- Nie Violetta, nic nie namieszałaś.
- Jestem beznadziejna- typowa dziewczyna.
- Nie jesteś Violetta!- krzyknąłem na nią.
Zamilkła, chciałem, żeby w końcu do niej dotarło, że jest wspaniała.
- Muszę isć- powiedziałem nagle.
- Wrócisz do mnie?- złapała mnie za rękę,jeszcze nigdy nie widziałem, jej aż tak przestraszonej.
- Wrócę do ciebie kochanie- uspokoiłem ją.
Wstała z łóżka i popatrzyła na mnie.
- To znowu się dzieje- powiedziała i zwymiotowała na podłogę.
- Violetta wracaj do łóżka.
- Boli mnie!- krzyknęła, wiedziałem, że ją boli to było do przewidzenia.
Podszedłem do niej i ująłem ją na ręcę następnie kładąc na łóżko.
- Nie martw się zaraz wrócę- szepnąłem jej do uszka.
Pokiwała głową i zamknęła oczka.
POpatrzyłem na nią ostatni raz i wyszedłem s pokoju.
Szedłem drogą powrotną o wiele bardziej zestresowany..cholera wiedziałem ze Lara mnie zabije, to juz tez nie chodziło o to. musiała zrozumieć, że nie mogłe być z nią na siłę, jednak to nie zmienia faktu, że była dla mnie bardzo ważna i ciężko bedzie mi z nią zerwać, na prawdę bardzo ciężko.
Ręce pociły się coraz bardziej z każdym krokiem, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Stałem już pod naszym hotelem, wszedłem dygoczącymi nogami po schodach i łapiąc za klamkę wziąłem głęboki oddech i pchnałem je.
- Już jesteś?! W końcu- staneła przede mną opierając ręce na biodrach.
- Tak..
Weszła do pokoju i usiadła na kanapie.
- Chesz coś do jedzenia? Bo zamawiam z dołu- trzymała telefon w ręku.
- Nie..- zawahałem się- Bo dzisiaj to ja zabieram na kolację nas- uśmiechnąłem się.
- Tak?- spytała wesolutko.
- Tak- podszedłem do niej- Bądź gotowa za 30 minut dobra?
Musiałem jej to powiedzieć w jakimś ładnym miejscu. Przecież nie wejdę ni stąd ni zowąd i nie powiem "Ej sory, moja była tu jest i ja ..tego..zrywam z tobą" Nie byłem taki.
*
- Już prawie jestem gotowa!- odkrzyknęła z toalety
W sumie to nie wiedziałem co mam jej powiedzieć..zastanawiałem się nad tym bardzo intensywnie. Niby wszystko miałem poukładane w głowie, a niby nie.
Wiedziałem tylko tyle, że nie wytrzymam na kolacji..musiałem powiedzieć jej to teraz. Byłem taki niezdecydowany, ale musiałem to zrobić teraz..potem bym nie umiał.
- Kochanie!- stanęła przede mną i zaczęła mi machać ręką przed oczami- Jak myślisz te perfumy czy t..
- Muszę ci coś powiedzieć- przerwałem jej nawet na nią nie patrząc.
- Co się stało?- usiadła z wrażenia.
- Okłamałem cię- przełknąłem ślinę i zdałem się na odwagę popatrzenia jej w oczy.
- Jak to?- spytała bez żadnego wyrazu twarzy.
Wstałem z miejsca i zacząłem chodzić po pokoju.
- Leon!- krzyknęła- Powiedz bo się boje- podeszła do mnie i ujęła moją twarz w ręce, ale ja ją zabrałem.
- Wiesz, że mi na tobie zależy- zacząłem.
Lekko się uśmiechnęła- No wiem.
- Ale..mimo wszystko to..nie jest miłość- wykrztusiłem.
- Słucham?- spytała zdezorientowana.
- Ja ją spotkałem- powiedziałem nagle.
- Kogo?- spytała poddenerwowana.
- Violette.
Parsknęła z rękami założonymi na sobie- No tak.
- Lara, przepr..- podszedłem bliżej.
- Za późno na przeprosiny!- wrzasnęła aż tak, że się przestraszyłem.
- Lara..
- No leć do niej!- wymachiwała rękami.
- Pozwól mi to wyjaśnić!
- Nie ma już co wyjaśniać..Przyszedłeś mi powiedzieć, że chcesz do niej odejść, tak?!
Popatrzyłem na nią w jej oczach widziałem tylko złość i wiedziałem, że momentalnie stałem się jej wrogiem.
- No powiedz do cholery!- wrzasnęła.
- Chcesz, abym był z tobą i był nieszczęśliwy?!- odkrzykiwałem jej za każdym razem.
- Nie..- powiedziała poważnie- Teraz już nikt nie będzie szczęśliwy- popatrzyła na mnie, a ja nie za bardzo wiedziałem o co jej chodzi, jednak po chwili wszystko stało się tak jasne, że najjaśniejsze słońce nie jest tak jasne. Lara wzięła stanowczy zamach i przywaliła mi czymś w głowę. Nawet nie wiedziałem co to co może być. Poczułem jak wszystko rozpływa mi się przed oczami..o ile w ogóle jeszcze miałem oczy.
*Violetta*
Nie było go tak długo. Od jego wyjścia sama siedziałam z 3 godziny..zastanawiałam się gdzie on mógł być. Nie wiedziałam nawet gdzie go miałam szukać. Wierzyła jednak, że jak powiedział, że wróci to tak musi być.
Wstałam z łóżka i o własnych siłach wstałam po butelkę wody. Czułam nieprawdopodobne pragnienie, ale poczułam też, że mam w pokoju za mało powietrza, musiałam przecież czymś oddychać. Podeszłam do okna i chwyciłam za klamkę, przekręcając ją otworzyła okno, a w moją twarz uderzył zimny podmuch od razu zrobiło mi się przyjemniej na duszy, Zamknęłam oczy i chciałam jeszcze trochę zaczerpnąć tego powietrza.
- Nie wychylaj się bo będziesz chora..- powiedział cicho.
- Co ty tu robisz?!- wrzasnęłam siadając na parapecie otwartego okna.
- Nie obawiaj się- podszedł bliżej i chwycił nie za nogi. Nie miałam już żadnej ucieczki..stał za blisko, w dalszym ciągu bałam się o swoje życie.
- Nie odginaj mnie !- wrzeszczałam przez płacz.
- Zamknij się!
Wychylił mnie maksymalnie..teraz mogłam się tylko modlić, żebym mogła żyć dalej.
---------------------------------
Hejka witajcie to kolejny, krótki,ale treściwy rozdział!
Powiedzcie mi koniecznie czy podoba wam się ja teraz piszę.
Trochę zmieniłam się od pierwszego rozdziału do tego.
Napiszcie mi w komentarzu opinie.
Komentujecie-Motywujcie <3
niedziela, 10 kwietnia 2016
Rozdział 42* Był taki boski
- Co?- odwróciłam się nerwowo i wywróciła oczami.
- No jak to co?- spytał jak zwykle spokojny.
- No to ja się pytam co!- warknęłam na niego, może i byłam wredna, ale przyznaje czasem miałam go tak dosyć, że tego nawet nie da opisać się słowami- Co chcesz?
- Nie zachowuj się jak dziecko!- krzyknął na mnie, a ja się lekko wystraszyłam, jednak nie chciałam by to było po mnie widać, życie w końcu czegoś mnie nauczyło, że trzeba mieć twardą dupę i twarde serce, bo inaczej wszyscy wchodzą ci na głowę.
- Przestań mnie tutaj pouczać, okej?- wymachiwałam rękami, w dupie miałam, że każdy się patrz, niech się patrzą jakiego mam chłopaka.
- Wiesz, co nie dziwię się, że ten Leon miał wieczne spiny do ciebie.
Nie umiem przyznać co czułam w tamtej chwili, jedyne co to tylko ukłucie w brzuchu, poczułam jak skręca mi się żołądek i nie mogę nic powiedzieć..nie chciałam nic mówił, on powiedział już wszystko, moja ręka sama poleciała na jego twarz tak mocno, że echo niosło się między budynkami.
- Jesteś skończonym dupkiem!- wrzasnęłam i odbiegłam z płaczem, nawet na chwilę na niego nie spoglądając.. jego twarz mnie obrzydzała, była po prostu ochydna.
Biegłam przed siebie tyle ile miałam sił w nogach, mój jedyny plan wtedy to był tylko -wyjazd-, przyznaję, że chciałam trochę tu zostać, Londyn jest piękny, ale na pewno nie chcę przebywać w nim wiedząc, że jest tu dwóch mężczyzn, którzy mnie denerwują.
Biegłam i tylko czasem spoglądałam przed siebie, tak to patrzyłam się na swoje nogi, zanosiłam się płaczem, to co powiedział mi Josh na prawdę trafił mnie jak kula..nie chciałam go widzieć, jeszcze nie wiem czy nigdy,a le na pewno nie teraz..
- Viola!- usłyszałam jak krzyczy za mną jego głos.
- Zostaw mnie!- przyśpieszyłam swój bieg po szczęście tak, żeby nie mógł mnie dogonić.
- Czekaj, to nie miało tak zabrzmieć!
- W dupie to mam!- krzyczałam zza swoich pleców.
Zatrzymałam się na chwilę, by złapać oddech, ale za wszelką cenę nie chciałam stać tak długo by on mógł mnie dotknąć, do hotelu było nie daleko, a ja chciałam mieć już wszystko za sobą.
Po 5 minutach dobiegłam do hotelu, wbiegłam z takim rozpędem, że tylko co chwilę przepraszałam ludzi, że na nim wpadałam, nie obchodziło mnie , chciałam tylko dobiec do windy. Kiedy już przed nią stałam wciskałam szybko guzik, żeby w końcu przyjechała, kiedy dotarła do mnie i się otworzyła, a ja zobaczyłam ilość ludzi w niej, to oczy wyszły mi na wierzch
Nie ważne
Wsiadłam do niej i próbowałam złapać oddech, głupio mi był tak ciężko i szybko oddychać w windzie pełnej ludzi.
W końcu po 3 minutach dojechałam na moje piętro, wychodząc z windy nabrałam pełnego oddechu, było w niej tak ciasno i duszno, a ja przez te najcięższe 3 minuty mojego życia musiałam wstrzymywać oddech by nie sapać. Wpadłam do pokoju pakując się, całe moje ciało oblał dreszcz złości, chciałam to mieć już za sobą, kochałam Josepha, ale chciałam to odreagować, racja nie musiałam od razu wyjeżdżać, ale sądzę, że większą część odgrywał tu Leon.
- Gdzie tu się wybierasz?!- do pokoju wpadł pełen złości Josh i krzyczał na mnie.
Pamiętacie, jak narzekała, że on się nie umie kłócić i, że ciągle jest spokojny? Chyba to cofam
- Wyjeżdżam!- krzyknęłam dalej pakując swoje rzeczy, ku mojemu zdziwieniu Joseph podszedł i wyrzucił moją walizkę w powietrze tak, że uderzyła w lampę, a ja wtedy zamarłam.
- Nigdzie nie wyjeżdżasz!- pokazał na mnie palcem.
- A właśnie, że tak!
- Założysz się?!- warknął do mnie i podniósł przerzucając przez ramię, pomyślałam, że to ma być w ramach żartu, ale po chwili się ocknęłam i zaczęłam wrzeszczeć- Zamknij mordę!- byłam w szoku co w niego wstąpiło, czemu z takiego spokojnego chłopaka zmienił się w potwora?
- Zamknij mordę, suko!- krzyknął i rzucił mną na łóżko, po czym wyjął z kieszeni kurtki taśmę i zakleił mi nią usta. Nie miałam żadnej możliwości by się bronić.
- A teraz się zabawimy- powiedział oblizując usta. Był ochydny, jak mogłam go pokochać? Pokazał swoją prawdziwą twarz..
Wyrywałam się ile sił w moim małym ciałku, biłam go i kopałam, jednak tylko mi się za to oberwało uderzył mnie kilka razy w twarz, potem związał ręce i nogi sznurkiem.
- Oj nie przepraszam- zaśmiał się ironicznie- Jak zwiąże ci nóżki to nie będziesz mogła ich rozchylić- powiedział po czym zdjął mi sznurek z nóg. Zaczęłam płakać, wiedziałam co chcę zrobić, to było silniejsze niż ja..nic nie mogłam zrobić..
Zaczął ściągać moje spodnie, a ja wrzeszczałam przez taśmie coraz bardziej, próbowałam machać rękami, jednak jego to tylko wkurzyło i przywiązał mi je do ramy łóżka..zabawne jeszcze dzisiaj tutaj normalnie spaliśmy.
- Zamknij się bo to ci nic nie da- szepnął mi do ucha i wrócił do rozbierania mnie. Zdjął ze mnie to co najważniejsze majtki.
- Zaczekaj kochanie- powiedział do mnie i podszedł do torby wyjmując z niej nożyczki, nie wiedziałam co chce mi zrobić dlatego zaczęłam płakać.
- Cichutko- podszedł i wdrapał się na mnie przecinając moją koszulkę w połowie razem ze stanikiem, wtedy ukazały mu się moje krągłe piersi.
- Idealnie- szepnął do siebie i popatrzył na mnie, wierciłam się tak aby nic nie mógł zrobić, jednak nie mogłam przyswoić do wiadomości tego, że on po prostu jeszcze bardziej się na mnie mścił.
- Nie płacz kochanie- pogłaskał mnie po policzku.
Nie tego chciałam, chciałam mieć mężczyznę z którym będę się kochać, a nie który będzie mnie gwałcił, jednak nie wiem czy bardziej bolało mnie t co w tej chwili robił, czy to jak mnie wyzywał.
- Teraz będzie już tylko lepiej- na te słowa zaczęłam go kopać ile dałam radę, jednak on postanowił robić mi coraz to większą krzywdę, aż w końcu wszedł we mnie i zaczął poruszać się bardzo szybko i brutalnie, a ja darłam się i płakałam ile wlezie, po woli traciłam głos, czułam to.
On brutalnie wbijał we mnie swoje paznokcie, aż w końcu przebił moja skórę na plecach. Poruszał się we mnie z 20 minut, bardzo mocno i głęboko, po raz pierwszy seks nie sprawiał mi przyjemności, może dlatego bo to nie był seks..
Kiedy poczułam jak ze mnie wyszedł odetchnęłam mimo wszystko dalej płakałam.
- No i co beczysz?!- wrzasnął- Tego chciałaś! Chciałaś się ze mną ruchać, to o co chodzi?!
Był jak w jakimś transie, bałam się chociaż tak na prawdę nie mogło stać się wiele..ewentualnie mógł mnie zabić. Podszedł do mnie i szybkim ruchem oderwał mi taśmę z twarzy.
- A ty jesteś suką!- odwrzasnął mi.
Podszedł i odwiązał mi ręce, ale ja nie mogłam wstać, wszystko mnie bolało, nie mogłam złączyć nóg, ani się poruszyć.
- Zniszczyłeś mnie- powiedziałam cicho bo tylko na tyle pozwalało mi moje gardło- Tego chciałeś- mówiłam z zachrypniętym głosem.
- Tego chciałem- powiedział zadowolony z siebie.
Popatrzyłam na niego i zaczęłam płakać z bezradności i bólu jaki mi zadał.
Wstał i zaczął pakować swoje rzeczy- Przynajmniej nie będziesz musiała wyjeżdżać bo ja to zrobię.
Nic nie mogłam powiedzieć po prostu płakałam.
- Byłaś zajebista- popatrzył na mnie i po prostu wyszedł z pokoju. Cieszyłam się ze zszedł mi z oczu, ale było mi jednocześnie przykro, że osoba którą pokochałam zrobiła mi taką krzywdę..on nie po prostu zgwałcił
Wstałam pośpiesznie z płaczem, w dupie miałam to, że mnie wszystko boli..złapałam telefon i zadzwoniłam nie na policję..do Leona.
Odrzucił mnie po dwóch sygnałach i to zabolało mnie najbardziej w tej całej historii. Nie poddawałam się..dzwoniłam ciągle i za każdym razem gdy mnie odrzucał dzwoniłam i dzwoniłam.
- Odbierz- wychrypiałam.
Zadzwoniłam raz jeszcze, ty razem ktoś odebrał, ale się nie odezwał.
- Leon?- wychrypiałam- Nie mogę mówić, potrzebuje pomocy..stało się coś strasznego..- Byłam żałosna, że dzwonie do niego tylko jak mi się coś stało, ale tylko on mógł mi pomóc, bo tylko jego tak kocham- Ciężko mi o tym mówić, ale jestem w Londynie, widziałam cię..potrzebuje cię- zapłakałam- Zostałam zgwałcona..Jestem w tym hotelu obok restauracji "boquete" proszę pomóż mi- powiedziałam i się rozłączyłam.. Teraz mogłam liczyć tylko na niego..chciałam by tu przyszedł i mnie przytulił i nigdy nie wypuszczał z ramion..zrozumiałam jak bardzo go kocham.. jest najważniejszy.
Podniosłam się z podłogi i poszłam do łazienki..chciałam się oczyścić, zmyć z siebie ten brud..
Weszłam do łazienki i ją zamknęłam, wszystko przypominało mi jego, cały czas płakałam, nie mogłam i nie chciałam tego powstrzymywać.
*Leon*
Nic nie rozumiałem, porzuciła mnie i wyjechała bez słowa..chciałem ułożyć sobie życie..chciałem o niej zapomnieć, ale problem był taki, że nie umiałem..wiem jak to wygląda..znalazłem dziewczynę, a ona nie miała chłopaka..to bolało mnie w tamtej chwili najbardziej, ona się nie pocieszyła, a ja tak.
- Co się stało, kochanie?- spytała nie Lara, moja dziewczyna.
- Nie nic nic..- powiedziałem po przetrawieniu wiadomości.
- Dziwnie wyglądasz- podeszła do mnie i objęła mnie siadając mi na kolanach.
- Mam zły dzień- powiedziałem.
- Przed chwilą wróciliśmy z miasta, a wtedy byłeś wesoły.
- Wiem, że głowa mnie rozbolała- wybrnąłem.
- Dam ci tabletki- wstała i podeszła do swojej kosmetyczki.
- Nie trzeba- zaprotestowałem- Pójdę się przewietrzyć.
- Idę z tobą- powiedziała szybko z lekkim uśmiechem.
- Nie, kochanie- pogłaskałem ją- Zostań zimno jest, ja zaraz wracam
Okłamałem moją własną dziewczynę, prawda była taka, że dalej tak bardzo zależało mi na Violetcie, że musiałem sprawdzić co się z nią stało, fakt był taki, że kiedy ja miałam wypadek to ona była przy mnie codziennie, ale z drugiej z=strony inny fakt, że mnie zostawiła mówił sam za siebie. Mogłem jej to wybaczyć..mimo to, że nie chciałem już z nią być..mógłbym jej to wybaczyć.
- Zaraz wracam- cmoknąłem Larę w usta i zarzuciłem na siebie kurtkę- Biorę telefon jak coś- chwyciłem telefon i ruszyłem w stronę drzwi.
Co ona robiła w Londynie? Z wszystkich miejsc na świecie ona akurat była w Londynie i do tego mnie widziała. Czemu nie podeszła? Aż tak się bała i zamknęła w sobie?
Szedłem ulicą, było na prawdę zimno, ale potrafiłem to znieść, chciałem zobaczyć co się stało, nie mogłem jej porzucić, po tym jak mi powiedziała, że została zgwałcona.
Stanąłem w końcu pod drzwiami hotelu i wszedłem do niego podchodząc do recepcjonistki.
- Dzień dobry- powiedziała miło.
- Dzień dobry- odpowiedziałem- Szukam Violetty Castillo, jestem jej kolegą i dowiedziałem się, że tu jest, szybko musiałem ją zobaczyć.
- Violetta Castillo przebywa tutaj- podała mi kartkę z numerem pokoju.
- Dziękuję bardzo- powiedziałem i ruszyłem w wyznaczonym kierunku. Stanąłem przed windą klikając guzik. Musiałem sobie trochę poczekać na windę, a kiedy w końcu przyjechał, byłem w szoku, że aż tyle osób może się tutaj zmieścić. Kiedy wjechałem na wyznaczone piętro i zacząłem rozglądać się szukając numerka na drzwiach, a kiedy go znalazłem oblał mnie strach, w końcu ją zobaczę..po tak długim czasie. Gwałtownie chwyciłem za klamkę i usłyszałem łkanie i lejącą się wodę w łazience.
- Violetta- zebrałem się na odwagę i odezwałem.
*Violetta*
Usłyszałam to, jego głos..Kiedy postanowiłam pójść się kąpać on przyszedł, jednak..jednak mu na mnie zależy, przyszedł tutaj i stoi za drzwiami łazienki.
- Violetta- usłyszałam ponownie.
- Poczekaj- powiedziałam zachrypnięta.
Wyszłam z pod prysznica i owinęłam się ręcznikiem.
Chwyciłam za klamkę i po prostu weszłam.
- Leon..- wyszeptałam jak go zobaczyłam. Tak się zmienił..wyprzystojniał, zmienił fryzurę, był taki boski, był idealny, a co było najgorsze już nie był mój.
- Viola..- usłyszałam jego cichutki szept i wyrazy współczucia w jego oczach.
Od razu rzuciłam mu się na szyję i chciałam by było tak zawsze, on oplótł mnie rękami w tali i mocno przycisnął do siebie.
- Jednak przyszedłeś- szepnęłam mu do ucha.
- Ja miałbym nie przyjść?- powiedział z lekkością i lekko się uśmiechnął.
Zaczęłam płakać, jaka ja do cholery byłam głupia, że go zostawiłam. Czemu to zrobiłaś, idiotko?!
- Nie płacz- powiedział i otarł moje oczy i wtedy poczułam jak spadł mi ręcznik, nie zareagowałam na to, przecież stał przede mną Leon, jego ani trochę się nie brzydziłam.
- Boże Violetta jakie ty masz rany- zaczął dotykać moich pleców, w których po prostu były dziury. Znowu się na niego rzuciłam. Stałam goła i go przytulałam, tego teraz potrzebowałam, czułam jednak, że coś mu urosło w spodniach.
*Leon*
Wydoroślała..zmieniła jej się twarz i ciało. Mogłem ją dotknąć i przytulić, znowu ją poczuć.
- Leon- powiedziała cicho, bo ewidentnie miała zdarte gardło- On mnie zgwałcił.
- Kto to był?- pytałem chociaż widziałem, że ona nie ma siły o tym mówić, jej oczy latały gdzie popadło, a ona się kiwała na boki, jej nogi stały się miękkie.
- Co się dzieje?- spytałem przejęty.
- Leon, ja umieram- powiedziała, a we mnie coś podskoczyło gdy zauważyłem, że leci w moje ramiona.
- Violetta!- krzyknąłem kiedy zobaczyłem, że ma zamknięte oczka, wziąłem ją na ręce i położyłem na rozwalonym łóżku, pomyślałem, że to stało się tutaj..
- Violetta!- patrzyłem na nią, a z moich oczu spłynęła samotna łza..
- Leon- wyszeptała- Zwymiotuje.
Przytuliłem ją mocno do siebie tak, żeby o tym nie myślała, ale ona zwymiotowała mi na kolana..nie obchodziło mnie to, ważne, że było jej teraz lepiej.
- Przepraszam- wyszeptała.
- Nie przepraszaj- pogłaskałem ją po głowie- Połóż się, okej? Pokiwała głową i weszła pod kołdrę, a ja wstałem po wodę. Kiedy tylko wstałem usłyszałem jak Violetta znowu wymiotuje.
Wróciłem z butelka wody i lekko pochyliłem ją tak aby mogła się napić.
- Dziękuję, że się o mnie troszczysz- powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Violetta, jesteś dla mnie bardzo ważna, chcę byś to wiedziała.
- Leon, ja ..dalej cię kocham.
Te słowa zbiły mnie z tropu.. przecież ja też ją kochałem, ale nie mogliśmy być razem.
Violetta zwymiotowała raz jeszcze i tym razem zaczęła płakać.
- Czemu się tak dzieje?
- Masz chore gardło?- spytałem po chwili.
- Bardzo mnie boli od krzyku.
- To dlatego- stwierdziłem- Masz podrażnione i dlatego masz odruchy wymiotne.
- Chcę spać- powiedziała po chwili ciszy.
- Śpij mała- powiedziałem- A ja tu z tobą posiedzę.
Położyła się na lewym boku, a ja usiadłem obok niej.
20 minut późniejByła na prawdę zmęczona, bo zasnęła od razu. Była taka urocza jak spała. Nie mogłem jej tutaj zostawić mimo to, że Lara ciągle do mnie wydzwaniała. Widziałem jaka byłą wykończona, nie mogłem tak o sobie wyjść.
- Violetta, kochanie- pogłaskałem ją po włoskach- Ja ciebie też dalej kocham- powiedziałem cicho- I nigdy nie przestałem.
Oto kolejny rozdział!
Piszę teraz też z punktu widzenia Leona, bo tak jest znacznie wygodniej.
Słuchajcie, dodałam wątek brutalny, mam nadzieje, że się wam podoba rozdział.
Zastanawiała się czy go dodać, ale mam nadzieje, że jest okej.
Piszcie mi co sądzicie.
Mam pytanie.
Podoba wa się czcionka w tym rozdziale, czy w tych poprzednich?
niedziela, 20 marca 2016
Rozdział 41* Nie lubił się kłócić
Pocałowałam lekko Josepha w usta, a on się obudził.
- Dzień dobry kochanie- powiedziałam kochanym głosem.
- Dzień dobry- pocałował mnie w czoło.
- Jak się spało?- zapytałam.
- Ciężko.
- Co nie, że te łóżka są strasznie twarde.
- Okropnie, spać się nie da, ale jeśli śpię z tobą to żadne łóżko nie robi mi różnicy.
Zarumieniłam się.
- Przestań bo będę czerwona- odwróciłam głowę.
- Już jesteś- szepnął mi do ucha.
Popatrzyłam na niego i go pocałowałam, a on pogłębiał, każdy mój pocałunek.
- Ejej- klepnęłam go w ramie- to miał być tylko buziak.
Joseph się zaśmiał- i był.
- Jakie plany na dziś?
- A co moja księżniczka chciałaby robić?
- Zależy co jej książę zaproponuje.
- Możemy ..no nie wiem.
- A może pozwiedzajmy miasto?-zaproponowałam.
Joseph trochę się skrzywił.
- No weź Londynu nie widziałam jeszcze.
- No dobra, jak to cię uszczęśliwi- uśmiechnął się.
- Dziękuję- pocałowałam go.
- Leć się szykować.
- Lece, lecę- wzięłam białą bluzkę z nadrukiem NY i czarne spodnie. Następnie nałożyłam lekki makijaż i popsikałam się perfumami.
- Gotowa?- zapytał.
- Ja? Zawsze- podeszłam i go pocałowałam.
Założyłam czarne buty na obcasach.
I poczekałam jak Josh się ubierze.
Spojrzałam na telefon
2 nieodebrane. Ciekawe kto?
Angie-skąd ja wiedziałam.
Angie przepraszam, ale nie dzwoń do mnie proszę.
Nie wierze czemu ja się tak zmieniłam?
Jesteś okrutna.
Poleciała mi łza, szybko ją wytarłam, żeby Josh nie widział.
Angie ja obiecuje, że wszystko wyjaśnie zjawie się tam. Tylko muszę odpocząć. Kocham cię.
Coś mnie trafiło.
Ja wiem i ja ciebie też. Odezwij się czasem.
Już nic nie odpisałam, bo podszedł Joseph.
- Wszystko okej?
Uśmiechnęłam się na siłę- jasne..idziemy?- zmieniłam temat.
- Okej- powiedział niepewnie bo wiedział co się dzieje.
*
- Co się dzieje- zaczął Josh- nic nie mówisz.
- Nie mam o czym- nie wiedziałam co mam mu powiedzieć rozmowa z Angie dała mi trochę do myślenia.
- Jasne- zatrzymał się przede mną i zatrzymał za ramiona- Przestań, myślisz, że cię nie znam, tak?
- Nie- rzuciłam- Po prostu chcę, abyś przestał się tak zamartwiać na każdym kroku bo nie ma czym- wzruszyłam ramionami za które mnie trzymał.
- Ale ja się martwię- zmarszczył usta w smutną minkę.
- To się nie martw- tyknęłam go po nosku co wyraźnie mu się spodobało, bo dał mi już święty spokój.
Szliśmy jakąś szeroką uliczką, Londyn był na prawdę piękny. Był jak mój obecnie drugi dom. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak łatwo przyszło mi powiedzieć to słowo "dom". Przecież mój dom był kilkaset tysięcy milionowych bilionów stąd.
- Chcesz kawę?- spytał Joseph.
- Po proszę- uśmiechnęłam się lekko i skinęłam głową. Nie chciałam tej kawy, ale wiedziałam, że jakbym powiedziała, że nie chcę to znowu zaczął by się o wszystko dopytywać.
- Już się robi- skinął i stanął w wielkiej kolejne w Starbucks.Na każdej reklamie ten napis był większy niż sama kawa.
Zauważyłam ze Joseph ciągle się odwraca w mojej stronę w celu kontrolowania mnie? Bo nie wiedziałam jak inaczej to nazwać. Leon miał tak samo. Kontrolował mnie ciągle.
Znowu on..
Czemu po prostu nie umiem zapomnieć? No czemu? Cholera..
Bo go kochasz.
Coś ciągle mi podpowiadało jak mam żyć, tak?
NIE NIE KOCHAM GO JUŻ.
Wiem, że tak.Nic nie wiesz
Wiem.-Zamknij mordę!- krzyknęłam na całą ulicą, a na sobie poczułam wzrok ludzi. Typowe.. jakaś psychopatka krzyczy na ulicy zamknij mordę nie wiadomo do kogo- Przepraszam- pokiwałam ręką, a oni w końcu przestali się gapić.
Popatrzyłam ostatni raz na Josepha. Stał w ogromnej kolejce. Spoko, mogłam się oddalić to i tak nie sprawiło by żadnego innego wrażenia na nim. Pomyślałby, że coś się stało.
Jak widać dzisiaj w ogóle nie mam empatii i nie mam ochoty na nic tylko siedzieć i myśleć, a takie myślenie mnie wykańczało, przyrzekam.
Oddaliłam się trochę. Po drugiej stronie był New Look i chciałam do niego zajrzeć.
Co inni mogli by powiedzieć na mój temat?
Może, że jestem egoistką.
Zostawiłam chłopaka, po tym jak oboje straciliśmy dziecko.
Może inni mogliby powiedzieć, że co? Że nie kocham dzieci? Albo, że nie kochałam nigdy Leona.
Tu by się bardzo pomylili.
Tak go kochałam i właśnie dlatego chciałam by był szczęśliwy, dalej tego chcę.
I właśnie dlatego teraz idę do New Looka w innym mieście.
Podeszłam do szklanej szyby i patrzyłam na buty na wystawie. Były śliczne. Chciałam je kupić i na pewno to zrobię kiedyś. Dzisiaj mi się nie chcę.
Nawet na zakupy nie mam ochoty.
Szyba była taka czysta, że odbijali się w niej wszyscy ludzie, którzy szli za mną. Dzieci, które mocno trzymały się rączki mamy..Poczułam, że spływa z mojego policzka jedna samotna łza. Popatrzyłam na dziewczynkę, która była po prostu urocza.
Uśmiechnęłam się lekko. Chciałbym mieć kiedyś takiego brzdąca.
Ta szyba była jak nowe życie. Widziałam w niej wszystko co chciałam. Szczęście tych ludzi. Zakochane pary.
W pewnym momencie moje ciało się spięło i zaczęłam się trząść. Oszalałam? To już nastąpiło? Wyrzuty sumienia mną zawładnęły i zwariowałam?
Stałam wryta w ziemię i nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam na szybę z lekko otwartymi ustami, kiedy ona w oddali ukazała mi znajomą sylwetkę..to był on.. To był Leon z jakąś dziewczyną.
Kiedy moje ciało z każdą sekundą podbijało większym gorącem, zaczęły rozluźniać się wszystkie mięśnie i mogłam się poruszyć..
Odwróciłam się lekko i popatrzyłam za nimi, To musiał być on, a jak nie to ja nie nazywam się Violetta Castillo. Trzymali się za rękę, byli szczęśliwi. Nie wiem dlaczego w tamtym momencie serce miało ochotę wyskoczyć mi z piersi.
Bo dalej go kochaszTo nie byłą prawda.
Już miałam tego dość. Chciałam ich śledzić. Poczułam w pewnym rodzaju złość, że znalazł sobie dziewczynę, ale wiadome było, że nie będzie na mnie czekał. Chciał zaznać szczęścia. I go zazna, bo ja przecież po prostu zniknęłam.
Mimo wszystko nogi poniosły mnie za nimi. W tamtym momencie zapomniałam o Josephie.
Nie wiem, gdzie ta kawa i nie wiem gdzie on. Nie wiem też gdzie idę.
Oddalali się, wiedziałam, że gdy mnie zobaczy będę spalona, dlatego wtapiałam się w tłum, ciągle za kimś szłam.
W każdym z możliwych stron na świecie on wybrał Londyn?
To nie przypadek.Ciebie już nie słucham.
Biłam się z myślami. Co on tu robi?
No jak to co Violetta?
Robi to czego nigdy nie robił z tobą, bo okazałaś się być potworem.
Zdawałam sobie z tego sprawę. Byłam idiotką. Dalej nią jestem i pewnie już nią zostanę do końca życia.
- Violetta- zawołał Joseph, a ja szybko schowałam się za najbliższym słupem. Mógł mnie wkopać.
Dostrzegłam ze Leon odwrócił się,ale nie był w stanie mnie zobaczyć. Uff
- Czemu się chowasz?- spytał zdziwiony.
- Ja? Nie nie chowam się..- jąkałam się, nie chciałam żeby wiedział, że jest tu Leon- Ja..kiedyś..uczyłam się elektryki..i ten słup..jest zepsuty.
Joseph zaśmiał się, a ja nie zwróciłam na niego uwagi, jednak lekko popatrzyłam w stronę, w którą szedł Leon. Nie było go tam..
- Przyniosłem ci kawę- powiedział podając mi ją- Była ogromna kolejka, ale jakoś udało mi się- uśmiechnął się zwycięsko.
- Mój bohater- mruknęłam i pocałowałam go w policzek- Dziękuję.
*
Trzymałam tą kawę w mocnym uścisku, w pewny momencie myślałam, że zgniotę kubeczek, a wieczko odskoczy i kawa wyleje mi się na palce oparzając moje delikatne palce.
- Co się dzieje?- spytał po raz nie wiem który dzisiaj.
- No nic, jak ci to mam kurczę powiedzieć, że nic?!- uniosła się.
- Spokojnie,
- Nie! Nic się nie dzieje- literowałam.
- Co ty okres masz?- spytał marszcząc czoło.
- Spadaj- wstałam z ławki, na której siedzieliśmy i poszła w stronę hotelu.
- Viola!- słyszałam jego głos za sobą, ale na niego nie reagowałam- Violetta!
Dogonił mnie i złapał za rękę tak mocno, że wypadłą mi z niej kawa.
- Co ty kurwa robisz?!- wrzasnęłam- Uważaj trochę.
- Przepraszam- odsunął się lekko wystraszony.
- Masz mi jeszcze coś do powiedzenia?- spytałam podirytowana.
- Za co się tak wściekasz?
- Bo" Mam okres"- kiwnęłam głową.
- Przepraszam.
- Ale wiesz za co w ogóle?
- Nie wiem, ale stwierdziłem, że tak trzeba.
- To, że czasem tam jestem zła to nie znaczy, że ma okres, okej!?
Popatrzyłam w jego oczy i lekko złagodniałam.
- Okej.
Był taki cienki. Nie lubił się kłócić. Widać było.
Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej to było słabe.
Słabe, jak ja.. Słabe jak wszystko co mnie otaczało.
Oto kolejny rozdział.
Jak wam się podoba.
Błagam was, abyście wszyscy, którzy kiedykolwiek
czytali mojego bloga napisali cokolwiek.
Chcę zobaczyć komu się podoba ta historia i czy
dalej pisać. Czy mam dla kogo.
Komentujcie! <3
sobota, 19 grudnia 2015
Rozdział 40* Już dopinam walizke
Dzień wyjazdu
Byłam taka podeksytowana, w końcu się rozluźnie, a nie tylko dom,dom i dom. Taki wyjazd wyjdzie mi na dobre.
- Gotowa- zapytał Joseph jak zwykle pogodnym głosem.
- Już dopinam walizke- miałam z tym problem, ale absolutnie nie chciałam mu tego pokazać.
- Daj pomoge ci.
- Ale o co ci chodzi?- spytałam jakbym nie wiedziała o co chodzi.
On podszedł i objął mnie za plecami tak by zapiać walizke obejmując mnie od tyłu. Z jednej strony tego nie chciałam, ale z drugiej jak najbardziej. Już sama nie wiedziałam czego chcę więc postanowiłam się nie ruszać.
- I po sprawie- odsunął się.
- A co to miało być? Podryw?
Zestresował się -Nie ja..tylko zapinałem..ci walizke, tak?
Zaśmiałam się.
- Daj spokój żartuje- poklepałam go po ramieniu.
W jego oczach pojawiła się ulga.
- Okej, wychodzimy bo zaraz znowu jak zwykle się spóźnimy.
- Obrażony jesteś?
- Nie no co ty- cmoknął mnie w policzek.
On jest taki uroczy, robi wszystko bym zmiękła i zakochała się ma zabuj.
Na lotnisku było dużo ludzi, zdziwiłam się, że aż tyle gdzieś wyjezdża. A może tak jak ja, uciekają? Zamarłam bo zdałam sobie sprawe jaka ja jestem wredna.
- Hej, coś się stało- zapytał zmartwiony Joseph.
- Nie, zamyśliłam się tylko- uśmiechnęłam się.
- Myślałem, że nie jesteś pewna co do tego wyjazdu.
- Nigdy nie byłam bardziej pewna.
- Taką cię uwielbiam- przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.
- Halo! Proszę państwa obsciskiwać to się państwo będą w samolocie, albo już na miejscu- powiedziała nieprzyjemnym głosem pani, która miała nam wydać bilet, cały czas była taka skwaszona- Tu państwa lot- jak się już do niej podchodzi jest całkiem miła- tutaj bilet- podała go nam ciągle na niego patrząc- a tam drzwi, do widzenia- powiedziała z wrednym, wymuszonym i ironicznym uśmieszkiem do tego płonacym jak żar ogniem. To już nie było miłe..
- Pff, przepraszam?
- Nie słyszała panienka?
- Słyszała, i wie pani co? Jest oburzona!
- Co powiedziałaś?- złapał za ucho tak jak to zazwyczaj robia rodzice kiedy przegnie się już pewną bariere.
- Pani nie słyszała?- posłałam jej wredny uśmieszek.
Odeszłam i muszę przyznac bardzo dumna.
- Musiałaś tak zareagować?- zapytal Joseph.
- Sorki bardzo, ale nie będzie mnie wkurzać jakieś babsko.
- Viola..
- Co Viola?!
Zacisną usta u uśmiechu i przechylił głowę w lewo patrząc w podłogę.
- Tak myślałam.
Wsiedliśmy już do samolotu już nie mogłam się doczekać tego lotu i całej wycieczki.
- Jak emocje- zapytał
- Wspaniale, ciekawe jak będzie- mówiłam podekscytowana i nagle poczułam jak coś wibruje mi coś w torebce- momencik- wyjęłam telefon od razu zauważyłam wiadomość, tylko mogłam się domyślać od kogo jest.
"Viola my się o ciebie martwimy, co się z tobą dzieje?"
"Przepraszam.."
"Gdzie jesteś, wróć.
" Przepraszam"
"Masz wrócić nie obchodzi mnie to zraniłaś nas wszystkich zwłaszcza Leona"
"Przepraszam"
Angie chyba już nie miała mi odpisać, bardziej wredn już nie mogłam być, ale co miałam jej powiedzieć? "Wiesz wrócił bym ale własnie lece do Londynu z moim kumplem" no way.
- Coś się stało?
- Nie- uśmiechnęłam się lekko, robiłam dobrą minę do złej gry coś co wychodziło mi najlepiej zaraz po łamaniu serc.
- Jestem strasznie zmęczona.
- Me too.
Nic nie odpowiedziałam tylko położyłam mu głowę na ramieniu i momentalnie zasnęłam.
- Viola, wstawaj- Joshep lekko mną potrząsał.
- Dolecieliśmy- mówiłam ciągle zaspanym głosem.
- Już jesteśmy w Londynie.
- O mój Boże, foty foty foty- od razu się rozbudziłam.
Wyszłam z lotniska i od razu robiłam mnóstwo zdjęć trzeba mnieć jakąś pamiątkę.
- Gdzie idziemy Josh?- zapytał rozemocjonowana.
- Do hotelu?
Popatrzyłam ze zdziwieniem.
- Nie to co myślisz- oboje zaczęliśmy się śmiać, nie wiarygodne jak dobrze się dogadujemy.
Po drodze do hotelu robiłam mnóstwo zdjęć w pewnym momencie brakło mi pamięci jednak Joshepowi chyba to nie przeszkadzało wręcz przeciwnie ucieszył się, że nie musi zatrzymywać się co chwilę.
- Jesteśmy na miejscu- okrzyknął rozkładając ramiona.
- Jak tu ślicznie. Nice
Przytuliłam go mocno- dziękuję, dziękuję, dziękuję.
- Nie ma za co mała.
Rozpływam się.
- A oto nasz pokój.
Był taki ładny, łazienka była zadbana i okna czyste, ale coś mi nie pasowało.
- Josh, mamy jedno łóżko.
- No wiem- mówił nawet na mnie nie patrząc bo wnosił walizki.
- A jest nas dwójka.
- No wiem.
- A gdzie drugie łóżko, wiesz?!
- Spokojnie.
- Bo nawet mnie nie słuchasz.
- Słucham.
- To co powiedziałam, hm?
- Pytasz gdzie drugie łóżko.
- To mi odpowiedz?
- A więc, mamy jedno, ponieważ bym musiał płacic za kolejny pokój.
Kurczę i tak dla mnie tyle robi, a ja tylko jak na razie robie mu tylko afery.
- Przepraszam- ścisnęłam go- przepraszam.
Zaśmiał się- nie masz za co. Jeśli problemem jest dla ciebie spanie ze mną to będę spał na podłodze.
- No coś ty za to jaka jestem ja powinnam spać na podłodze i to jeszcze w łazience.
Zaśmiał się- nigdy- podszedł i pocałował mnie w czoło.
- W sumie możemy spać razem- powiedziałam, to tylko przyjaciel tak?
- Jak chcesz, zawsze mogę iść na podłogę- mówił z łazienki.
- Nie nie chce- uśmiechnęłam się.
Widać było ulgę na jego twarzy, ja tego chciałam czułam to. I biłam się z myślami, może ja na prawdę chcę z nim być, zaczęłam się pocić, trząśc i drgać na raz.
- O mój boże wszystko okej?
- Jasne- robiłam dobrą minę do złej gry, chociaż cisnęło mnie to chcę mu to powiedzieć, ale nie mogę.
- Chyba jednak ciemne, mówił ci ktoś kiedyś, że ślicznotko kłamać nie umiesz?
- Nie kłamie- odwróciłam wzrok.
- Kłamiesz.
- Nie i nie męcz mnie już- patrzyłam się w podłogę.
- Okej, ale wiesz zawsze możesz mi wszystko powiedzieć liczyć i w ogóle jestem twó..- nie dokończył, ponieważ zdałam się na odwagę podeszłam złapałam jego twarz w ręce i mocno pocałowałam, on pogłębił pocałunek, nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- A to co było- uśmiechnął się szeroko.
- To co mnie męczyło.
- Chyba nie rozumiem- zrobił pytajacą minę.
- Ja nie wiedziałam czego chcę, ale już wiem,że chcę ciebie.
- Jesteś wspaniała- pocałował mnie- nawet nie wiesz jak cię potrzebuje.
W odpowiedzi przytuliłam go mocno. Nie mogłam uwierzyć jednak byłam szczęśliwa. Teraz już wiem na pewno, nie byłam gotowa na dziecko jak teraz na powrót.
- Mam pomysł mają tu zajebiste imprezy- powiedział.
- Tak?- zaczęłam jezdzić mu palcem po brzuchu.
- Zbieraj się, pójdziemy.
- Okej daj mi 20 minut.
Szliśmy już na tą imprezę, ciekawa jestem jak to będzie.
Weszliśmy na dyskoteke od razu zaczęłam tańczyć, pić i swietnie się bawić. Po 40 minutach byłam totalnie pijaniutka. I Joseph postanowił wyprowadzić mnie z niej i zaprowadzić do hotelu.
- A kim ty jesteś ja tu jestem z chłopakiem- ledwo szłam i gadałam głupoty.
- Ja nim jestem- zaśmiał się, on był ledwo co pijany, wiec było w miare okej.
- Ja chce się z tobą pieprzyć.
- Słucham?
- To słuchaj.
- Ale powtórz.
- Bierz mnie tu w tej fontannie- pokazałam palcem na jakąs fontanne.
- Nie to nie jest dobry pomysł jesteś pijana, a ja chce robić to świadomie.
- Ale ja chce.
Nic nie odpowiedział.
Weszliśmy do pokoju, i położyłam się na łóżku, a Joseph obok mnie.
Położyłam się na nim i całowałam on odwzajemniał, każdy pocałunek.
- Idź się wykąpać- powiedział przestając mnie całować.
- Słucham?
- Obiecuje ci, że będziemy się kochać ale nie dziś.
- Czemu?
- Nie jesteś niczego świadoma nie chce tak zrozum.
- Rozumiem, no trudno tak się napaliłam- powoli zdjęłam koszulkę i spodnie zostałam już w samej bieliznie, Joseph szeroko otworzył oczy. Potem stojać przed nim zdjęłam stanik i nim machałam.
- Jak nie to nie- powiedziałam.
- Nie dzisiaj, nie chcę cię bzykać jak ty i tak nic nie będziesz pamiętać nie o to chodzi w miłości, to ma być spokojne.
- Ja tylko się idę kąpać- podniosłem ręce w gescie obrony- masz, potrzymaj- rzuciłam mu biustonosz na twarz w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech. Ledwo co doszłam do łazienki więc wykąpał mnie Joshep, a następnie położył do łóżka.
- Dobranoc- pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
- Dobranoc- wtuliłam się w niego.
-------------------------------
I co myślicie? Viola nam się trochę pozmieniała i mamy nowy związek.Czekajcie na następne.
piątek, 4 grudnia 2015
Rozdział 39 * Wszystko było okej
Minęło już kilka miesięcy, prawdę powiedziawszy minęły tak szybko, że sama byłam w szoku. Przeprowadzałam się od hotelu do hotelu.. ciężko mi było gdzie kolwiek się zaklimatyzować. W końcu w jakiejś ofercie znalazłam mieszkanie na wynajem, skorzystałam z tej okazji. Zapomniałam też o przykrych incydentach, nie myślałam już o tym tak często, widocznie potrzebowałam tego wyjazdu.
Oczywiście nie jestem egoistką, cały czas zastanawiam się co u przyjaciół i u Leona.. Ciekawe jak im się wiedzie, tyle razy trzymałam telefon w ręku chciałam zadzwonić.. nie umiałam, mają do mnie pewnie ogromny żal i wcale im się nie dziwie, sama miała bym do siebie żal.
Dużo czasu, prawie całe dnie spędzałam w domu na kanapie z herbatą w ręku, oglądajac filmy do których mam ogrony sentyment np. West Side Story. Zawsze ten film oglądałam z moim tatą, teraz tak bardzo oddaliłam się od mojego taty, nie chodziłam na cmentarz, jestem okropna. Teraz wyjechałam jestem jeszcze dalej..
Nie chciałam tym razem tego dnia siedzieć w domu.
-Ten dzień będzie mój- powiedziałam sama do siebie szczęśliwa, ponieważ pierwszy raz od wielu dni zdecydowałam się na wyjście.
Chwyciłam za mojego złotego iphona i wykręciłam numer do Josepha.
Poznałam go 3 miesiące temu na plaży, pomógł mi z parasolką wtedy wymieniliśmy sie numerami, spotykaliśmy się codziennie, zawsze przychodził poprawiać mi humor, jest wspaniały. Sama nie wiem jak jest między nami, czy jesteśmy przyjaciółmi czy może coś więcej..
-Jos? -odebrał po trzech sygnałach.
-Violcia -czule mi odpowiedział.
-Jak tam? -zapytałam.
-U mnie? Dobrze, a u księżniczki?
Uwielbiałam jak tak do mnie mówił.
-A u księżniczki wspaniale -przygryzłam dolną wargę- pomyślałam, może byś wybrał się dzisiaj gdzieś ze mną?
-Nie wierze Violcia gdzieś będzie wychodzić- zaśmiał się.
-A będzie, będzie i chcę właśnie z Josephem.
-Ja też chcę wyjść z tobą-nie widziałam go w tej chwili, ale na pewno się uśmiechał.
-Wspaniale się składa, to ja będę gotowa za jakieś 30 minut.
-Przyjdę po ciebie za 40 minut.
-Czekam- cmoknęłam mu do słuchawki.
Trochę zajmie mi ogólne ogarnięcie się z 4 dni nie mylałm głowy ani zębów. Poszłam do toalety chwyciłam za szczoteczkę i wyszczotkowałam dokładnie zęby, zbliżyłam tylko rękę do twarzy i na nią dmuchnęłam w ramach sprawdzenia czy mam świerzy oddech. ~Nie najgorszy~
Nachyliłam głowę nad wanna i puściłam ciepłą wodę, moczyłam delikatnie moje włosy i nałożyłam na nie szampon, następnie pocierałam palcami po głowie i gdy narobiło się już wystarczajaco piany spłukałam ją i owinęłam włosy w turban z ręcznika.
Podeszłam do lustra
- WOW- wystraszyłm się sama siebie- trzeba coś z tym zrobić- chwyciłam za podkład i nałożyłam cienką warstwę na podkład nałożyłam już nieco grubsza warstwę pudru.
- No już lepiej- kontynuowałam makijaż, nałożyłam jasne cienie na powieki, a na rzęsy nałożyłam maskarę.
- Jeszcze szminka- jak mogłam zapomnieć?
Teraz zostały mi już tylko włosy. Włączyłam lokówkę, żeby się nagrzała i wtedy usłyszałam dzwięk telefonu.
- No witam, dawno nie gadaliśmy co?- zaśmiałam się.
- Violu trochę się spóźnię- odwzajemnił śmiech.
- Spokojnie.
- Nic się nie stanie.
- Wszystko jest spoko, luz.
- Dobra, to do zobaczenia mała.
Kurczę, czemu on jest taki uroczy.
- Papa- rozłączyłam się.
Wysuszyłam raz dwa moje brązowe włosy a następnie złapałam za lokówkę, i zakręciłam pierwszy kosmyk.
Znowu zadzwonił telefon
- Nosz kurdę- popatrzyłam na telefon tym razem to nie Joseph tylko numer zastrzeżony.
Od razu pomyślałam, że to Leon.
Odrzuciłam połaczenie, ale nie ze wzgledu na Leona tylko ogólnie boje się kto może dzwonic. Odłożyłam telefon i kręciłam resztę włosów.
Loki wyszły mi wyjątkowo ładne. Wzięłam dwa małe kosmyki zza uszy i spięłam je razem z tyłu głowy.
Teraz już tylko muszę się ubrać.
Wybrałam czarne rurki, zawsze się sprawdzają i do tego białą koszulę i na to katanę. Wszystko wyglądało elegancko, tak jak chciałam.
Po 10 minutach rozległ się dzwonek do drzwi.
- Jos!- krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
On tylko mnie przytulił.
-Viola- pocałował mnie w czoło kiedy już go pusciłam.
-Ja już ubieram buty.
-Spokojnie- odpowiedział wyluzowany- a gdzie chcesz iść?
-Na spacer.
-Podoba mi się.
Wzięłam klucze z półki i zamknęłam za nami drzwi.
Chodziliśmy po mieście, ja mogła bym z nim chodzic wszędzie i rozmawiać o wszystkim. Niestety miedzy nami nastała chwila ciszy.. zapeszyłam.
Wtedy widziałam, że niepewnie jego ręka zmierza w kierunku mojej ręki, oczywiście udawałam, że nic nie widzę. Sama nie wiedziałam jak zareagować. Z jednej strony jest moim przyjacielem, ale z drugiej pociąga mnie.
Poczułam, w końcu ciepło jego ręki, nasze palce się splotły i szliśy jeszcze chwilę w ciszy.
- A to co oznacza?- w końcu zapytałam.
- Od jakiegoś czasu strasznie mi się podobasz.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Tak strasznie?- zaśmiałam się.
- Ogromnie- odwzajemnił mój śmiech.
- Wiesz.. mi też, od jakiegoś czasu wydaje się, że coś czuję.
- To wspaniale.
- Ale..- rozplątałam nasze palce i teraz staliśmy na przeciwko siebie- tak dużo się wydarzyło..ja nie mogę jeszczę.
- Rozumiem..
- Czuje coś do ciebie, ale ja nie umiem jeszcze powiedzieć co.
- Rozumiem..
- Wybacz mi, bądźmy przyjaciółmi.
- Typowy Friendzone- zaśmiał się
- Widzisz!
- Co widzę?
- Ty umiesz przyjąć takie coś na klate, nawet się śmiejesz.
- Wole miec szczęśliwa przyjaciółkę niż zagubioną dziewczynę.
Popatrzyłam na niego i przytuliłam go mocno - Uwielbiam cię- wyszeptałam.
- Skoro nie jesteś gotowa na nowy związek, to na wyjazd też?
- Jaki wyjazd- oderwałam się od niego.
- Wykupiłem nam wyjazd do Londynu.
- O mój Boże- byłam pod wrażeniem
- To jak?
- Chyba nie powinnam- zasmuciłam się.
- A gdybym powiedział, że to przyjacielski wypad?
Zawahałam się.
- Przyjacielski mówisz?- uśmiechnęłam się.
Tylko odwzajemnił uśmiech i kiwnął głową.
- W takim razie zgoda- był taki podekscytowany przytulił mnie i kręcił mną na środku miasta. Byłam taka szczęśliwa.
- Viola, uwielbiam cię!
Ściskał mnie z całej siły.
- Spokojnie, spokojnie bo mnie udusisz- zaśmiałam się.
- Przepraszam panią- rozluźnił uścisk.
- A kiedy jest lot?
- Dokładnie za 12 dni.
- Szybko- zdziwiłam się.
- Mam nadzieje, że nie masz nic ważnego do załatwienia?
Popatrzyliśmy się na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem, ludzie patrzyli na nas zdziwieni, ale widziałam w oczach niektórych z nich takie zadowolenie, jakby próbowali mi powiedzieć "dobrze, że jednak istnieje taka dobra przyjaźń"
Szczególnie wyczytałam to w oczach pewnej staruszki, była taka spokojna i poczułam, że ją znam. Była mi bardzo, ale to bardzo znajoma tylko nie wiedziałam skąd kojarze jej twarz..Dała mi porządny zastrzyk energi..nie wiem dlaczego, może nawet samym swoim uśmiechem. Mało jest takich ludzi jak ona, albo Joseph. Wszyscy gonią za nowoczesnością i pracą. Nikt nie jest w stanie stanać na chwilę i zobaczyć jakimi ludźmi mogą być na prawdę i jacy są inni ludzie.. Ja też nie umiałam się zatrzymać, goniłam ile się da. Czułam się taka dorosła.. już chciałam założyć rodzinę, gdybym przyjeła oświadczyny miała bym już męża. To było dość dużym błędem.. teraz stanę.. a pomóc mi może w tym jedna osoba, to własnie Joseph.