sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 40* Już dopinam walizke

Dzień wyjazdu
Byłam taka podeksytowana, w końcu się rozluźnie, a nie tylko dom,dom i dom. Taki wyjazd wyjdzie mi na dobre.
- Gotowa- zapytał Joseph jak zwykle pogodnym głosem.
- Już dopinam walizke- miałam z tym problem, ale absolutnie nie chciałam mu tego pokazać.
- Daj pomoge ci.
- Ale o co ci chodzi?- spytałam jakbym nie wiedziała o co chodzi.
On podszedł i objął mnie za plecami tak by zapiać walizke obejmując mnie od tyłu. Z jednej strony tego nie chciałam, ale z drugiej jak najbardziej. Już sama nie wiedziałam czego chcę więc postanowiłam się nie ruszać.
- I po sprawie- odsunął się.
- A co to miało być? Podryw?
Zestresował się -Nie ja..tylko zapinałem..ci walizke, tak?
Zaśmiałam się.
- Daj spokój żartuje- poklepałam go po ramieniu.
W jego oczach pojawiła się ulga.
- Okej, wychodzimy bo zaraz znowu jak zwykle się spóźnimy.
- Obrażony jesteś?
- Nie no co ty- cmoknął mnie w policzek.
On jest taki uroczy, robi wszystko bym zmiękła i zakochała się ma zabuj.
Na lotnisku było dużo ludzi, zdziwiłam się, że aż tyle gdzieś wyjezdża. A może tak jak ja, uciekają? Zamarłam bo zdałam sobie sprawe jaka ja jestem wredna.
- Hej, coś się stało- zapytał zmartwiony Joseph.
- Nie, zamyśliłam się tylko- uśmiechnęłam się.
- Myślałem, że nie jesteś pewna co do tego wyjazdu.
- Nigdy nie byłam bardziej pewna.
- Taką cię uwielbiam- przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.
- Halo! Proszę państwa obsciskiwać to się państwo będą w samolocie, albo już na miejscu- powiedziała nieprzyjemnym głosem pani, która miała nam wydać bilet, cały czas była taka skwaszona- Tu państwa lot- jak się już do niej podchodzi jest całkiem miła- tutaj bilet- podała go nam ciągle na niego patrząc- a tam drzwi, do widzenia- powiedziała z wrednym, wymuszonym i ironicznym uśmieszkiem do tego płonacym jak żar ogniem. To już nie było miłe..
- Pff, przepraszam?
- Nie słyszała panienka?
- Słyszała, i wie pani co? Jest oburzona!
- Co powiedziałaś?- złapał za ucho tak jak to zazwyczaj robia rodzice kiedy przegnie się już pewną bariere.
- Pani nie słyszała?- posłałam jej wredny uśmieszek.
Odeszłam i muszę przyznac bardzo dumna.
- Musiałaś tak zareagować?- zapytal Joseph.
- Sorki bardzo, ale nie będzie mnie wkurzać jakieś babsko.
- Viola..
- Co Viola?!
Zacisną usta u uśmiechu i przechylił głowę w lewo patrząc w podłogę.
- Tak myślałam.
Wsiedliśmy już do samolotu już nie mogłam się doczekać tego lotu i całej wycieczki.
- Jak emocje- zapytał
- Wspaniale, ciekawe jak będzie- mówiłam podekscytowana i nagle poczułam jak coś wibruje mi coś w torebce- momencik- wyjęłam telefon od razu zauważyłam wiadomość, tylko mogłam się domyślać od kogo jest.
"Viola my się o ciebie martwimy, co się z tobą dzieje?"
"Przepraszam.."
"Gdzie jesteś, wróć.
" Przepraszam"
"Masz wrócić nie obchodzi mnie to zraniłaś nas wszystkich zwłaszcza Leona"
"Przepraszam"
Angie chyba już nie miała mi odpisać, bardziej wredn już nie mogłam być, ale co miałam jej powiedzieć? "Wiesz wrócił bym ale własnie lece do Londynu z moim kumplem" no way.
- Coś się stało?
- Nie- uśmiechnęłam się lekko, robiłam dobrą minę do złej gry coś co wychodziło mi najlepiej zaraz po łamaniu serc.
- Jestem strasznie zmęczona.
- Me too.
Nic nie odpowiedziałam tylko położyłam mu głowę na ramieniu i momentalnie zasnęłam.
   - Viola, wstawaj- Joshep lekko mną potrząsał.
- Dolecieliśmy- mówiłam ciągle zaspanym głosem.
- Już jesteśmy w Londynie.
- O mój Boże, foty foty foty- od razu się rozbudziłam.
Wyszłam z lotniska i od razu robiłam mnóstwo zdjęć trzeba mnieć jakąś pamiątkę.
- Gdzie idziemy Josh?- zapytał rozemocjonowana.
- Do hotelu?
Popatrzyłam ze zdziwieniem.
- Nie to co myślisz- oboje zaczęliśmy się śmiać, nie wiarygodne jak dobrze się dogadujemy.
Po drodze do hotelu robiłam mnóstwo zdjęć w pewnym momencie brakło mi pamięci jednak Joshepowi chyba to nie przeszkadzało wręcz przeciwnie ucieszył się, że nie musi zatrzymywać się co chwilę.
- Jesteśmy na miejscu- okrzyknął rozkładając ramiona.
- Jak tu ślicznie. Nice
Przytuliłam go mocno- dziękuję, dziękuję, dziękuję.
- Nie ma za co mała.
Rozpływam się.
- A oto nasz pokój.
Był taki ładny, łazienka była zadbana i okna czyste, ale coś mi nie pasowało.
- Josh, mamy jedno łóżko.
- No wiem- mówił nawet na mnie nie patrząc bo wnosił walizki.
- A jest nas dwójka.
- No wiem.
- A gdzie drugie łóżko, wiesz?!
- Spokojnie.
- Bo nawet mnie nie słuchasz.
- Słucham.
- To co powiedziałam, hm?
- Pytasz gdzie drugie łóżko.
- To mi odpowiedz?
- A więc, mamy jedno, ponieważ bym musiał płacic za kolejny pokój.
Kurczę i tak dla mnie tyle robi, a ja tylko jak na razie robie mu tylko afery.
- Przepraszam- ścisnęłam go- przepraszam.
Zaśmiał się- nie masz za co. Jeśli problemem jest dla ciebie spanie ze mną to będę spał na podłodze.
- No coś ty za to jaka jestem ja powinnam spać na podłodze i to jeszcze w łazience.
Zaśmiał się- nigdy- podszedł i pocałował mnie w czoło.
- W sumie możemy spać razem- powiedziałam, to tylko przyjaciel tak?
- Jak chcesz, zawsze mogę iść na podłogę- mówił z łazienki.
- Nie nie chce- uśmiechnęłam się.
Widać było ulgę na jego twarzy, ja tego chciałam czułam to. I biłam się z myślami, może ja na prawdę chcę z nim być, zaczęłam się pocić, trząśc i drgać na raz.
- O mój boże wszystko okej?
- Jasne- robiłam dobrą minę do złej gry, chociaż cisnęło mnie to chcę mu to powiedzieć, ale nie mogę.
- Chyba jednak ciemne, mówił ci ktoś kiedyś, że ślicznotko kłamać nie umiesz?
- Nie kłamie- odwróciłam wzrok.
- Kłamiesz.
- Nie i nie męcz mnie już- patrzyłam się w podłogę.
- Okej, ale wiesz zawsze możesz mi wszystko powiedzieć liczyć i w ogóle jestem twó..- nie dokończył, ponieważ zdałam się na odwagę podeszłam złapałam jego twarz w ręce i mocno pocałowałam, on pogłębił pocałunek, nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- A to co było- uśmiechnął się szeroko.
- To co mnie męczyło.
- Chyba nie rozumiem- zrobił pytajacą minę.
- Ja nie wiedziałam czego chcę, ale już wiem,że chcę ciebie.
- Jesteś wspaniała- pocałował mnie- nawet nie wiesz jak cię potrzebuje.
W odpowiedzi przytuliłam go mocno. Nie mogłam uwierzyć jednak byłam szczęśliwa. Teraz już wiem na pewno, nie byłam gotowa na dziecko jak teraz na powrót.
- Mam pomysł mają tu zajebiste imprezy- powiedział.
- Tak?- zaczęłam jezdzić mu palcem po brzuchu.
- Zbieraj się, pójdziemy.
- Okej daj mi 20 minut.

Szliśmy już na tą imprezę, ciekawa jestem jak to będzie.
Weszliśmy na dyskoteke od razu zaczęłam tańczyć, pić i swietnie się bawić. Po 40 minutach byłam totalnie pijaniutka. I Joseph postanowił wyprowadzić mnie z niej i zaprowadzić do hotelu.
- A kim ty jesteś ja tu jestem z chłopakiem- ledwo szłam i gadałam głupoty.
- Ja nim jestem- zaśmiał się, on był ledwo co pijany, wiec było w miare okej.
- Ja chce się z tobą pieprzyć.
- Słucham?
- To słuchaj.
- Ale powtórz.
- Bierz mnie tu w tej fontannie- pokazałam palcem na jakąs fontanne.
- Nie to nie jest dobry pomysł jesteś pijana, a ja chce robić to świadomie.
- Ale ja chce.
Nic nie odpowiedział.
Weszliśmy do pokoju, i położyłam się na łóżku, a Joseph obok mnie.
Położyłam się na nim i całowałam on odwzajemniał, każdy pocałunek.
- Idź się wykąpać- powiedział przestając mnie całować.
- Słucham?
- Obiecuje ci, że będziemy się kochać ale nie dziś.
- Czemu?
- Nie jesteś niczego świadoma nie chce tak zrozum.
- Rozumiem, no trudno tak się napaliłam- powoli zdjęłam koszulkę i spodnie zostałam już w samej bieliznie, Joseph szeroko otworzył oczy. Potem stojać przed nim zdjęłam stanik i nim machałam.
- Jak nie to nie- powiedziałam.
- Nie dzisiaj, nie chcę cię bzykać jak ty i tak nic nie będziesz pamiętać nie o to chodzi w miłości, to ma być spokojne.
- Ja tylko się idę kąpać- podniosłem ręce w gescie obrony- masz, potrzymaj- rzuciłam mu biustonosz na twarz w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech. Ledwo co doszłam do łazienki więc wykąpał mnie Joshep, a następnie położył do łóżka.
- Dobranoc- pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
- Dobranoc- wtuliłam się w niego.
-------------------------------
I co myślicie? Viola nam się trochę pozmieniała i mamy nowy związek.Czekajcie na następne.

piątek, 4 grudnia 2015

Rozdział 39 * Wszystko było okej

Minęło już kilka miesięcy, prawdę powiedziawszy minęły tak szybko, że sama byłam w szoku. Przeprowadzałam się od hotelu do hotelu.. ciężko mi było gdzie kolwiek się zaklimatyzować. W końcu w jakiejś ofercie znalazłam mieszkanie na wynajem, skorzystałam z tej okazji. Zapomniałam też o przykrych incydentach, nie myślałam już o tym tak często, widocznie potrzebowałam tego wyjazdu.
Oczywiście nie jestem egoistką, cały czas zastanawiam się co u przyjaciół i u Leona.. Ciekawe jak im się wiedzie, tyle razy trzymałam telefon w ręku chciałam zadzwonić.. nie umiałam, mają do mnie pewnie ogromny żal i wcale im się nie dziwie, sama miała bym do siebie żal.
Dużo czasu, prawie całe dnie spędzałam w domu na kanapie z herbatą w ręku, oglądajac filmy do których mam ogrony sentyment np. West Side Story. Zawsze ten film oglądałam z moim tatą, teraz tak bardzo oddaliłam się od mojego taty, nie chodziłam na cmentarz, jestem okropna. Teraz wyjechałam jestem jeszcze dalej..
Nie chciałam tym razem tego dnia siedzieć w domu.
-Ten dzień będzie mój- powiedziałam sama do siebie szczęśliwa, ponieważ pierwszy raz od wielu dni zdecydowałam się na wyjście.
Chwyciłam za mojego złotego iphona i wykręciłam numer do Josepha.
Poznałam go 3 miesiące temu na plaży, pomógł mi z parasolką wtedy wymieniliśmy sie numerami, spotykaliśmy się codziennie, zawsze przychodził poprawiać mi humor, jest wspaniały. Sama nie wiem jak jest między nami, czy jesteśmy przyjaciółmi czy może coś więcej..
-Jos? -odebrał po trzech sygnałach.
-Violcia -czule mi odpowiedział.
-Jak tam? -zapytałam.
-U mnie? Dobrze, a u księżniczki?
Uwielbiałam jak tak do mnie mówił.
-A u księżniczki wspaniale -przygryzłam dolną wargę- pomyślałam, może byś wybrał się dzisiaj gdzieś ze mną?
-Nie wierze Violcia gdzieś będzie wychodzić- zaśmiał się.
-A będzie, będzie i chcę właśnie z Josephem.
-Ja też chcę wyjść z tobą-nie widziałam go w tej chwili, ale na pewno się uśmiechał.
-Wspaniale się składa, to ja będę gotowa za jakieś 30 minut.
-Przyjdę po ciebie za 40 minut.
-Czekam- cmoknęłam mu do słuchawki.
Trochę zajmie mi ogólne ogarnięcie się z 4 dni nie mylałm głowy ani zębów. Poszłam do toalety chwyciłam za szczoteczkę i wyszczotkowałam dokładnie zęby, zbliżyłam tylko rękę do twarzy i na nią dmuchnęłam w ramach sprawdzenia czy mam świerzy oddech. ~Nie najgorszy~
Nachyliłam głowę nad wanna i puściłam ciepłą wodę, moczyłam delikatnie moje włosy i nałożyłam na nie szampon, następnie pocierałam palcami po głowie i gdy narobiło się już wystarczajaco piany spłukałam ją i owinęłam włosy w turban z ręcznika.
Podeszłam do lustra
- WOW- wystraszyłm się sama siebie- trzeba coś z tym zrobić- chwyciłam za podkład i nałożyłam cienką warstwę na podkład nałożyłam już nieco grubsza warstwę pudru.
- No już lepiej- kontynuowałam makijaż, nałożyłam jasne cienie na powieki, a na rzęsy nałożyłam maskarę.
- Jeszcze szminka- jak mogłam zapomnieć?
Teraz zostały mi już tylko włosy. Włączyłam lokówkę, żeby się nagrzała i wtedy usłyszałam dzwięk telefonu.
- No witam, dawno nie gadaliśmy co?- zaśmiałam się.
- Violu trochę się spóźnię- odwzajemnił śmiech.
- Spokojnie.
- Nic się nie stanie.
- Wszystko jest spoko, luz.
- Dobra, to do zobaczenia mała.
Kurczę, czemu on jest taki uroczy.
- Papa- rozłączyłam się.
Wysuszyłam raz dwa moje brązowe włosy a następnie złapałam za lokówkę, i zakręciłam pierwszy kosmyk.
Znowu zadzwonił telefon
- Nosz kurdę- popatrzyłam na telefon tym razem to nie Joseph tylko numer zastrzeżony.
Od razu pomyślałam, że to Leon.
Odrzuciłam połaczenie, ale nie ze wzgledu na Leona tylko ogólnie boje się kto może dzwonic. Odłożyłam telefon i kręciłam resztę włosów.
Loki wyszły mi wyjątkowo ładne. Wzięłam dwa małe kosmyki zza uszy i spięłam je razem z tyłu głowy.
Teraz już tylko muszę się ubrać.
Wybrałam czarne rurki, zawsze się sprawdzają i do tego białą koszulę i na to katanę. Wszystko wyglądało elegancko, tak jak chciałam.
Po 10 minutach rozległ się dzwonek do drzwi.
- Jos!- krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
On tylko mnie przytulił.
-Viola- pocałował mnie w czoło kiedy już go pusciłam.
-Ja już ubieram buty.
-Spokojnie- odpowiedział wyluzowany- a gdzie chcesz iść?
-Na spacer.
-Podoba mi się.
Wzięłam klucze z półki i zamknęłam za nami drzwi.
Chodziliśmy po mieście, ja mogła bym z nim chodzic wszędzie i rozmawiać o wszystkim. Niestety miedzy nami nastała chwila ciszy.. zapeszyłam.
Wtedy widziałam, że niepewnie jego ręka zmierza w kierunku mojej ręki, oczywiście udawałam, że nic nie widzę. Sama nie wiedziałam jak zareagować. Z jednej strony jest moim przyjacielem, ale z drugiej pociąga mnie.
Poczułam, w końcu ciepło jego ręki, nasze palce się splotły i szliśy jeszcze chwilę w ciszy.
- A to co oznacza?- w końcu zapytałam.
- Od jakiegoś czasu strasznie mi się podobasz.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Tak strasznie?- zaśmiałam się.
- Ogromnie- odwzajemnił mój śmiech.
- Wiesz.. mi też, od jakiegoś czasu wydaje się, że coś czuję.
- To wspaniale.
- Ale..- rozplątałam nasze palce i teraz staliśmy na przeciwko siebie- tak dużo się wydarzyło..ja nie mogę jeszczę.
- Rozumiem..
- Czuje coś do ciebie, ale ja nie umiem jeszcze powiedzieć co.
- Rozumiem..
- Wybacz mi, bądźmy przyjaciółmi.
- Typowy Friendzone- zaśmiał się
- Widzisz!
- Co widzę?
- Ty umiesz przyjąć takie coś na klate, nawet się śmiejesz.
- Wole miec szczęśliwa przyjaciółkę niż zagubioną dziewczynę.
Popatrzyłam na niego i przytuliłam go mocno - Uwielbiam cię- wyszeptałam.
- Skoro nie jesteś gotowa na nowy związek, to na wyjazd też?
- Jaki wyjazd- oderwałam się od niego.
- Wykupiłem nam wyjazd do Londynu.
- O mój Boże- byłam pod wrażeniem
- To jak?
- Chyba nie powinnam- zasmuciłam się.
- A gdybym powiedział, że to przyjacielski wypad?
Zawahałam się.
- Przyjacielski mówisz?- uśmiechnęłam się.
Tylko odwzajemnił uśmiech i kiwnął głową.
- W takim razie zgoda- był taki podekscytowany przytulił mnie i kręcił mną na środku miasta. Byłam taka szczęśliwa.
- Viola, uwielbiam cię!
Ściskał mnie z całej siły.
- Spokojnie, spokojnie bo mnie udusisz- zaśmiałam się.
- Przepraszam panią- rozluźnił uścisk.
- A kiedy jest lot?
- Dokładnie za 12 dni.
- Szybko- zdziwiłam się.
- Mam nadzieje, że nie masz nic ważnego do załatwienia?
Popatrzyliśmy się na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem, ludzie patrzyli na nas zdziwieni, ale widziałam w oczach niektórych z nich takie zadowolenie, jakby próbowali mi powiedzieć "dobrze, że jednak istnieje taka dobra przyjaźń"
Szczególnie wyczytałam to w oczach pewnej staruszki, była taka spokojna i poczułam, że ją znam. Była mi bardzo, ale to bardzo znajoma tylko nie wiedziałam skąd kojarze jej twarz..Dała mi porządny zastrzyk energi..nie wiem dlaczego, może nawet samym swoim uśmiechem. Mało jest takich ludzi jak ona, albo Joseph. Wszyscy gonią za nowoczesnością i pracą. Nikt nie jest w stanie stanać na chwilę i zobaczyć jakimi ludźmi mogą być na prawdę i jacy są inni ludzie.. Ja też nie umiałam się zatrzymać, goniłam ile się da. Czułam się taka dorosła.. już chciałam założyć rodzinę, gdybym przyjeła oświadczyny miała bym już męża. To było dość dużym błędem.. teraz stanę.. a pomóc mi może w tym jedna osoba, to własnie Joseph.

WRACAM

Cześć , trochę ogarnęłan szkołę i tamtego bloga, teraz mogę prowadzic tego bloga ! Cieszycie się?
Mam nadzieje ze tak! 🙌
Miłego czytania