środa, 18 maja 2016

Rozdział 43* Wychylił mnie maksymalnie

*Leon*
Siedziałem obok Violetty tak długo, aż w końcu otworzyła oczka.
- Leon?- spytała poprawiając się w pozycji leżacej- To ty?
Była bardzo roztrzęsiona widziałem to w jej oczach, nie mogłem pozwolić na to by tak cierpiała.
- Tak to ja- pogłaskałem ją po głowie.
- Czemu tu siedzisz?
- Bo mnie potrzebujesz.
- Ale ja przecież nie jestem twoją dziewczyną, nie musisz nade mną siedzieć- stwierdziła z lekkim smutkiem.
- Może nie jesteś moją dziewczyną, ale dalej jesteś moją największą miłością- nie wiedziałem kiedy to się stało, kiedy nachyliłem się nad nią delikatnie i złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek. Dalej ją kochałem, cholera. Dalej była dla mnie ważna. Lara nie mogła mi jej zastąpić. Szukałem dziewczyny po to, żeby zaponieć o Violetcie, ale kiedy ja po prostu o niej nie mogę zapomnieć.
- Leon..?
- Cicho- przyciągnąłem ją do siebie jeszcze mocniej. Ona odwzajemniła każdy mój pocałunek, czułem, że teraz juz nikt nas nie rozdzieli. Nie chciałem jej znowu stracić, chciałem by była tylko moja i żeby nikt nigdy juz jej nie skrzywdził.
- A twoja dziewczyna?
- Ty jesteś moją dziewczyną.
Zauważyłem, że Violetta lekko się uśmiechnęła, chciałem widzieć jej uśmiech, był uroczy.
- Ale ja cie skrzywdziłam.
- Violetta..wybaczam ci.
- Ale zasługujesz na lepsze życie niż ja- rozpaczała.
- Ty jesteś moim życiem, rozumiesz to? A teraz skończmy tą dyskusję- nakazałem.
- Kocham cię- powiedziała cichutko i przytuliła mnie.
- Ja ciebie też, kochanie- szepnąłem jej do uszka.
- Przepraszam, że cię tak zażygałam- zachichotała.
- Przestań- machnąłem ręką- Ważne, że ty czujesz się lepiej.
- Chcesz jej to powiedzieć?- spytała po chwili ciszy.
- Nie zasługuje na to bym ją okłamywał.
- Racja. Namieszałam.
- Nie Violetta, nic nie namieszałaś.
- Jestem beznadziejna- typowa dziewczyna.
- Nie jesteś Violetta!- krzyknąłem na nią.
Zamilkła, chciałem, żeby w końcu do niej dotarło, że jest wspaniała.
- Muszę isć- powiedziałem nagle.
- Wrócisz do mnie?- złapała mnie za rękę,jeszcze nigdy nie widziałem, jej aż tak przestraszonej.
- Wrócę do ciebie kochanie- uspokoiłem ją.
Wstała z łóżka i popatrzyła na mnie.
- To znowu się dzieje- powiedziała i zwymiotowała na podłogę.
- Violetta wracaj do łóżka.
- Boli mnie!- krzyknęła, wiedziałem, że ją boli to było do przewidzenia.
Podszedłem do niej i ująłem ją na ręcę następnie kładąc na łóżko.
- Nie martw się zaraz wrócę- szepnąłem jej do uszka.
Pokiwała głową i zamknęła oczka.
POpatrzyłem na nią ostatni raz i wyszedłem s pokoju.
  Szedłem drogą powrotną o wiele bardziej zestresowany..cholera wiedziałem ze Lara mnie zabije, to juz tez nie chodziło o to. musiała zrozumieć, że nie mogłe być z nią na siłę, jednak to nie zmienia faktu, że była dla mnie bardzo ważna i ciężko bedzie mi z nią zerwać, na prawdę bardzo ciężko.
   Ręce pociły się coraz bardziej z każdym krokiem, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Stałem już pod naszym hotelem, wszedłem dygoczącymi nogami po schodach i łapiąc za klamkę wziąłem głęboki oddech i pchnałem je.
- Już jesteś?! W końcu- staneła przede mną opierając ręce na biodrach.
- Tak..
Weszła do pokoju i usiadła na kanapie.
- Chesz coś do jedzenia? Bo zamawiam z dołu- trzymała telefon w ręku.
- Nie..- zawahałem się- Bo dzisiaj to ja zabieram na kolację nas- uśmiechnąłem się.
- Tak?- spytała wesolutko.
- Tak- podszedłem do niej- Bądź gotowa za 30 minut dobra?
Musiałem jej to powiedzieć w jakimś ładnym miejscu. Przecież nie wejdę ni stąd ni zowąd i nie powiem "Ej sory, moja była tu jest i ja ..tego..zrywam z tobą" Nie byłem taki.
*
  - Już prawie jestem gotowa!- odkrzyknęła z toalety
W sumie to nie wiedziałem co mam jej powiedzieć..zastanawiałem się nad tym bardzo intensywnie. Niby wszystko miałem poukładane w głowie, a niby nie.
Wiedziałem tylko tyle, że nie wytrzymam na kolacji..musiałem powiedzieć jej to teraz. Byłem taki niezdecydowany, ale musiałem to zrobić teraz..potem bym nie umiał.
- Kochanie!- stanęła przede mną i zaczęła mi machać ręką przed oczami- Jak myślisz te perfumy czy t..
- Muszę ci coś powiedzieć- przerwałem jej nawet na nią nie patrząc.
- Co się stało?- usiadła z wrażenia.
- Okłamałem cię- przełknąłem ślinę i zdałem się na odwagę popatrzenia jej w oczy.
- Jak to?- spytała bez żadnego wyrazu twarzy.
Wstałem z miejsca i zacząłem chodzić po pokoju.
- Leon!- krzyknęła- Powiedz bo się boje- podeszła do mnie i ujęła moją twarz w ręce, ale ja ją zabrałem.
- Wiesz, że mi na tobie zależy- zacząłem.
Lekko się uśmiechnęła- No wiem.
- Ale..mimo wszystko to..nie jest miłość- wykrztusiłem.
- Słucham?- spytała zdezorientowana.
- Ja ją spotkałem- powiedziałem nagle.
- Kogo?- spytała poddenerwowana.
- Violette.
Parsknęła z rękami założonymi na sobie- No tak.
- Lara, przepr..- podszedłem bliżej.
- Za późno na przeprosiny!- wrzasnęła aż tak, że się przestraszyłem.
- Lara..
- No leć do niej!- wymachiwała rękami.
- Pozwól mi to wyjaśnić!
- Nie ma już co wyjaśniać..Przyszedłeś mi powiedzieć, że chcesz do niej odejść, tak?!
Popatrzyłem na nią w jej oczach widziałem tylko złość i wiedziałem, że momentalnie stałem się jej wrogiem.
- No powiedz do cholery!- wrzasnęła.
- Chcesz, abym był z tobą i był nieszczęśliwy?!- odkrzykiwałem jej za każdym razem.
- Nie..- powiedziała poważnie- Teraz już nikt nie będzie szczęśliwy- popatrzyła na mnie, a ja nie za bardzo wiedziałem o co jej chodzi, jednak po chwili wszystko stało się tak jasne, że najjaśniejsze słońce nie jest tak jasne. Lara wzięła stanowczy zamach i przywaliła mi czymś w głowę. Nawet nie wiedziałem co to co może być. Poczułem jak wszystko rozpływa mi się przed oczami..o ile w ogóle jeszcze miałem oczy.

*Violetta*
Nie było go tak długo. Od jego wyjścia sama siedziałam z 3 godziny..zastanawiałam się gdzie on mógł być. Nie wiedziałam nawet gdzie go miałam szukać. Wierzyła jednak, że jak powiedział, że wróci to tak musi być.
Wstałam z łóżka i o własnych siłach wstałam po butelkę wody. Czułam nieprawdopodobne pragnienie, ale poczułam też, że mam w pokoju za mało powietrza, musiałam przecież czymś oddychać. Podeszłam do okna i chwyciłam za klamkę, przekręcając ją otworzyła okno, a w moją twarz uderzył zimny podmuch od razu zrobiło mi się przyjemniej na duszy, Zamknęłam oczy i chciałam jeszcze trochę zaczerpnąć tego powietrza.
- Nie wychylaj się bo będziesz chora..- powiedział cicho.
- Co ty tu robisz?!- wrzasnęłam siadając na parapecie otwartego okna.
- Nie obawiaj się- podszedł bliżej i chwycił nie za nogi. Nie miałam już żadnej ucieczki..stał za blisko, w dalszym ciągu bałam się o swoje życie.
- Nie odginaj mnie !- wrzeszczałam przez płacz.
- Zamknij się!
Wychylił mnie maksymalnie..teraz mogłam się tylko modlić, żebym mogła żyć dalej.
---------------------------------
Hejka witajcie to kolejny, krótki,ale treściwy rozdział!
Powiedzcie mi koniecznie czy podoba wam się ja teraz piszę.
Trochę zmieniłam się od pierwszego rozdziału do tego.
Napiszcie mi w komentarzu opinie.
Komentujecie-Motywujcie <3